Po calej Szmulowiznie rozeszla sie wiesc, ze pani Melania Gajdzinska, wdowa po wlascicielu sklepu spozywczego, wychodzi za maz za doktora.
Bylo to spelnienie sie marzen piastowanych we wdowim sercu od wielu lat. Juz na pogrzebie pierwszego meza oswiadczyla pani Melania przyjaciolce, ze jesli wyjdzie za maz, to chyba tylko za doktora.
- Moja pani - mowila - ciezka forse kosztowal mnie moj nieboszczyk przez czas choroby i wszystko to zabrali dochtorzy. Taki sie nie narobi! Zawsze ubrany jak we swieto, tu sztuknie, tam puknie, nabazgrze, ze tylko aptekarz rozebrac potrafi, co napisal i kazden placi, nawet tem okiem nie mrugnie. Dlatego slub se uczynilam wyjsc za maz tylko za dochtora.
Odbiore moze to, co na nieboszczyka wydalam.
Trafiali sie konkurenci rozni: krawiec, fryzjer, nawet wozny z prosektorium: wszystkich odrzucila. Az wreszcie zjawil sie wymarzony doktor.
Mialy sie odbyc zareczyny.
W trzypokojowym mieszkaniu narzeczonej na ulicy Bialostockiej przy suto zastawionych stolach zasiadlo grono gosci.
Miedzy innymi obecnych bylo dwu odrzuconych konkurentow. Panowie Teofil Mucha, murarz, i Jozef Piskorski, fryzjer, drzeli z ciekawosci ujrzenia rywala, doktora.
Jakoz z niewielkim opoznieniem zjawil sie, ubrany w bialy fartuch lekarski i z walizeczka pelna lancetow i nozy operacyjnych. Przepraszal bardzo za niepunktualnosc, ale wstrzymala go niecierpiaca zwloki operacja.
Mlody chirurg zasiadl za stolem i zeby nadrobic stracony czas, z podziwu godna wprawa zoperowal pol butelki wodki i dokonal amputacji sporego kawalka gotowanej glowizny.
Naraz zaszlo cos nieoczekiwanego.