Kveta Legátová - wlasciwie: Vera Hofmanová (ur. 1919 w Podolí kolo Brna), jest absolwentka czterech kierunkow studiow (bohemistyka, germanistyka, fizyka i matematyka) uniwersytetu w Brnie. Przez cale zycie pracowala jako nauczycielka, przewaznie w gorskich pogranicznych wioskach, dokad wysylaly ja wladze komunistyczne. Pisala i publikowala juz w czasach studenckich, lecz swoich tekstow nigdy nie podpisywala wlasnym nazwiskiem (m.in. wydala zbior opowiadan "Postavicky", 1957 i powiesc "Korda Dabrová", 1961). Jest autorka wielu tekstow dramatycznych, w tym sluchowisk radiowych, dialogow i skeczy, z ktorych wiekszosc zostala zrealizowana w radiu, telewizji i w teatrach (drukiem ukazaly dwa wybory tych tekstow: "Pro kazdého nebe", 2003 i "Posedla a jiné hry", 2004). Wydala rowniez zbior opowiadan kryminalnych "Nic není tak prosté" (2006) oraz drobne prozy humorystyczne "MuSle a jiné odposlechy" (2007).
Kveta Legátová zaslynela przede wszystkim jako autorka cyklu poetyckich opowiadan ,,Zelary'' za ktore w 2001 roku otrzymala nagrode panstwowa (a z ktorymi polscy czytelnicy juz mieli okazje sie zapoznac), oraz noweli "Hanulka Jozy", na ktorej motywach Ondrej Trojan w 2003 r. nakrecil film nominowany do Oskara.
"Hanulka Jozy" zamyka zelarski cykl. Tym razem wydarzenia z zycia mieszkancow Zelar - zapadlej wioski lezacej w pogranicznych gorach - sa tlem dla historii mlodej lekarki Eliszki, ktora w miejscu, o ktorym swiat zapomnial, ukrywa sie przed gestapo. Aby zatrzec za soba slady, musi wyjsc za maz za miejscowego gorala i staje sie jego Hanulka. Delikatna, wyksztalcona, wychowana w miescie dziewczyna poczatkowo wiejskie zycie traktuje jako prowizorium, lecz nieoczekiwanie dla niej samej stopniowo wypelnia sie ono uczuciem, przed ktorym nie moze sie uchronic. Dzika przyroda, spoleczenstwo nieskazone cywilizacja, do tego milosc, wojna i nieunikniona tragedia - o tym wszystkim Legátová pisze w sposob naturalistyczny, a jednoczesnie poetycki, wrecz balladowy, a przy tym daleki od sentymentalizmu.
Fragment powiesci:
[...]
Podanie reki duzo mowi. Uscisk Zeni byl niekobieco mocny. Patrzyla na mnie niesmialo, ale nie zdolalo mnie to zmylic. Ogladala mnie jak jakis eksponat.
- Zenia cie ubierze.
Oburzylam sie. Niby dlaczego Zenia mialaby mnie ubierac? Jasna, skromna sukienke, w ktorej przyjechalam i w ktorej w tym zapadlym kacie spokojnie moge isc do slubu, zaloze sobie sama.
Zenia gdzies pobiegla.
Joza nalal mi do glinianej misy cieplej wody do mycia. Wracaly wczorajsze przezycia. Poczucie dumy, z jakim pokazywal mi drewniana wygodke, do ktorej wchodzilo sie z szopy. Wejscie do niej oblozone bylo pocietym drewnem. W rogu stala ogromna skrzynia pelna trocin.
Kafle grzaly, na stole staly kubki z herbata, posrodku plecionka z chlebem i dwoma rogalikami. Rogaliki byly dla mnie.
Ledwie zdazylismy zjesc sniadanie, Zenia juz byla z powrotem. Niosla wiklinowy kosz. Joza odetchnal z ulga i zniknal. Zawartosc kosza znalazla sie na lawie. Uslyszalam, ze sa to kostiumy z kolka teatralnego.
- Mozesz sobie wziac peruke i te sukienke, albo welon i to.
Wyjasniac Zeni, ze nie wybieram sie na bal przebierancow, byloby chyba strata czasu.
- Dziekuje, mam calkiem odpowiedni stroj.
- W tym sie nie mozesz pokazac.
- Dlaczego?
- Glownie przez te wlosy. W domu mozesz nosic to - podala mi dwie chustki, jedna niebieska z wyszywanym brzegiem, druga bezowa, tez haftowana. - Az ci odrosna wlosy.
Na razie roslam ja sama.
Dostalam sie w tryby jakichs idiotycznych tradycji dzikiego plemienia, dla ktorego prawo do indywidualnosci to pojecie bez tresci. Wybralam welon, bo wydal mi sie bardziej dziwaczny. Wygladalam w nim jak wystraszona nimfa.
Podejrzewalam, ze to dopiero poczatek blazenady, i nie mylilam sie. Rozum doradzal mi, zeby uwierzyc Zeni na slowo.
[...]