Oto historia moich doswiadczen "czerwonoskorej" kobiety, retskin, gdy mieszkalam na dalekich Zachodnich Wyzynach Papui Nowej Gwinei.
W 1981 r. wyruszylam z czworka dzieci, z ktorych jedno bylo noworodkiem, zeby dolaczyc do meza w dolinie oslonietej przed swiatem przez gory i geste mgly. Odnalazlam go, a wlasciwie to on wylonil sie z doliny i znalazl nas, pelnych obaw i niepokoju, zastanawiajacych sie, co nas czeka w tym nowym, dziwnym kraju. Juz tu zadomowiony zabral nas i razem wyruszylismy dluga, niebezpieczna trasa do miejsca, ktore nazywal teraz domem. Podskakiwalismy na wybojach, zapadalismy sie we mgle, az dotarlismy do dna doliny. A kiedy sie juz w nim znalezlismy zostalismy tam dwa lata. Wojtek, moj maz Polak, ja Australijka i czworo moich dzieci. Starsza trojka to pol-Polacy, bo Polakiem byl ich ojciec. Czwarte, noworodek, jest synem Wojtka, mojego nieustraszonego polskiego drugiego meza, odkrywcy i antropologa. Tutaj to, czy jestesmy Polakami, czy Australijczykami, nie robi roznicy - wydajemy sie tacy sami i bardzo rozni od naszych gospodarzy, ciemnoskorych czlonkow plemienia Gamegai z Rulnej.
Wkrotce przekonalismy sie, ze mieszkac z plemieniem Gamegai oznaczalo zarazem zyc z wiekszym, niewidzialnym plemieniem - zmarlymi przodkami. Stopniowo sobie uswiadamialismy ze przodkowie maja wiecej wladzy nad zywymi, nizby im sie to nalezalo. Skryci we mgle, zawsze czujni, przodkowie tipokai z gory obserwowali mysli i czyny czlonkow plemienia.